Miejsce: Równica, Ustroń;
Czas: listopad, późne popołudnie;

<<<wstecz

 

 

<<<galeria

 

 

 

Poszliśmy w góry. Mimo zimnego wiatru i właściwie nieobecności słońca cały poranek spędzam dość pracowicie. Przestrzeń, drzewa, wokoło rozległa panorama pobliskich miast.

Schodzimy, jestem głodna i zmarznięta. Moi towarzysze wyprzedzili mnie
o kilkadziesiąt kroków, widzę tylko maleńkie sylwetki znikające w drzwiach ogrzanego schroniska, zazdroszczę im, och, jak bardzo chcę już tam być.

Nareszcie. Pod butami czuje asfalt przyschroniskowego parkingu, jeszcze tylko kilkanaście metrów. Na wskutek już bardzo niskiego słońca nagle wszystkie kałuże rozbłyskują, to piękne, to jak wejść na scenę oświetloną precyzyjnie reflektorami. Nie mogę ogarnąć otaczających mnie znaków na tej asfaltowej płaszczyźnie. W refleksach słońca zaczynają drgać, szeptać.

Zniknął głód i zmęczenie, ale tylko na ten Moment.